Puszczyk uralski (Strix uralensis)
Puszczyk uralski (Strix uralensis) © Michał Kut

Październik. Ciepły, jesienny wieczór. W chwilowym braku tematu do fotografii, coś piknęło mi w głowie - ktoś, kiedyś mi wspominał o sowach w buczynie w rejonie mojej rodzinnej wsi. Chyba bym nie był sobą, jakbym na gorąco nie sprawdził pomysłu. Tuż przed zachodem spakowałem się w auto i już po kilku minutach jazdy parkuję na zatoczce leśnej drogi. Przysiadam pod starym dębem. Miejsce nieprzypadkowe na wystającej u szczytu góry skale. Stanowisko idealne do nocnego nasłuchu z widokiem na sąsiednie góry i głęboki rzadko odwiedzany potok. Rozkładam się wygodnie z nastawieniem na kilkugodzinne "słuchanie". Słońce jeszcze wisi nisko nad horyzontem, miło pozłacając jesienny las. Ptasia drobnica cichnie z każdą minutą, ustępując miejsca skrytym gryzoniom cicho popiskującym dookoła mnie. Zapada mrok - Huuuu-huuhuu - nad głową, na sąsiednim buku pohukuje sowa. Wytężam wzrok w półmroku. Cholera, ale fuks! Na kilka kroków siedzi dostojny puszczyk uralski!

Puszczyk uralski (Strix uralensis) - druga co do wielkości polska sowa, ustępuje rozmiarem tylko potężnemu puchaczowi. Gatunek rzadko występujący w Polsce, za to liczny na terenie Karpat. W paśmie pogórza Strzyżowskiego występujący w lasach mieszanych, z przewagą buka, jodły i świerka. Dotąd tylko kilka razy spotykałem tą dostojną sowę, w różnych miejscach i porach roku. Spotkania z puszczykami uralskimi za dnia są przeważnie przypadkowe, krótkotrwałe. Bezszelestnie poderwie się i odleci w głąb lasu. Ten październikowy wieczór wciągnął mnie w 15-miesięczny sowi maraton. Długie noce i dnie spędzone z lornetką i nieprzydatnym aparatem na plecach. Systematycznie co kilkanaście dni nasłuchiwałem i nocami wertowałem las kawałek po kawałku, za każdym razem bogatszy o nowe doświadczenia i wiedzę. Długie 10 miesięcy intensywnego poznawania zwyczajów, zaowocowało precyzyjnym określeniem terytorium tych ptaków.

Puszczyk uralski (Strix uralensis)
Puszczyk uralski (Strix uralensis) © Michał Kut

Nocne jesienne pohukiwania samca, nawoływanie samicy, polowania, odstraszanie konkurentów, zaloty i "prezenty" dla samicy z upolowanych gryzoni, wspólna kąpiel na wierzchołkach drzew w padającym deszczu - ciekawostek z ponad roku życia lasu było sporo. Czas mijał, wiedza rosła, ale zdjęć jak nie było tak nie ma. Wraz z kolejną wiosną obserwowany od roku samiec coraz mniej się przemieszczał, wyraźnie trzymając się jednej przełęczy między dwoma grzbietami góry. Tu zaczynał koncert wieczorem, tu kończył pohukiwanie nad ranem, aż w końcu do koncertu na stałe dołączył z rzadka słyszany chrapliwy głos samicy. Wreszcie dobrze znana dolina zdradziła największą tajemnicę sowiej pary – gniazdo. Inne niż można sobie wyobrazić: bez okrągłego otworu w grubym drzewie, za to skrzętnie ukryte w rozwidleniu starej czereśni. Co ciekawe, puszczyki uralskie chętnie zajmują tzw. złomy drzew, stare gniazda krukowatych, ale także duże dziuple i rozwidlenia grubych konarów.

Puszczyk uralski (Strix uralensis)
Puszczyk uralski (Strix uralensis) © Michał Kut

Zaczęło się niepozornie. Jako że puszczyki widywały mnie raczej często, zawsze podchodziłem tą samą ścieżką, siadałem w tym samym miejscu, tak samo ubrany. Ledwo się zjawiałem, nadlatywał on. Zerkał między gałęzie, po czym podlatywał blisko. Bardzo blisko. Czasem na kilka metrów. Przysiadał i patrzył na mnie przez "momencik", po czym przysypiał na dłuższy czas. Sprawiał wrażenie niepłochliwego i łatwo akceptującego moją osobę. Zachowywał się swobodnie, czasem polując w pobliżu. Nie uciekał, nawet gdy po długim bezruchu zbierałem rzeczy i ruszałem w dół tuż obok drzewa, na którym siedział. To tutaj, wczesną wiosną w świetle księżyca wiele razy przyglądałem się jak samiec zabiega o względy samicy, przekazując jej "podarunki" ze świeżo upolowanych brązowych myszy i nornic. O zmroku gdzieś tutaj zawsze chrapliwie przywoływała samca, a nocny spektakl godowy był praktycznie gwarantowany. Jednak od dłuższego czasu za dnia, nie byłem w stanie odnaleźć samicy. Nie raz przeglądałem okoliczne drzewa czy złomy w poszukiwaniu dziupli, gdzie para mogłaby założyć gniazdo. Nie przyszło mi jednak do głowy, że moje stałe siedzisko na powalonym, obrośniętym mchem buku znajduje się 10m od samicy, pilnującej gniazda w rozwidlonej, starej czereśni. Tym większe zaskoczenie było gdy pewnej niedzieli, tuż przed południem poszedłem na ulubione miejsce…

Puszczyk uralski (Strix uralensis)
Puszczyk uralski (Strix uralensis) © Michał Kut

Zanim postawiłem statyw, gdzieś w koronie świerków samiec huknął godowym głosem. Pokazał się, popatrzył na mnie i jak gdyby nigdy nic odleciał na przeciwległy stok doliny. Usiadł 150m dalej, ciągle pozostając w zasięgu mojego wzroku. Po chwili bezszelestnie, majestatycznie przyleciał z powrotem między drzewami, aż cicho usiadł na kilkanaście kroków, w dziobie trzymając dużą, brązową mysz. Co dziwne, nie zabrał się do obiadu, ale cierpliwie trzymał ją w dziobie jakby na coś czekał. Minęło kilkanaście minut, aż tuż nad moją głową odezwał się chrapliwy głos.

Dreszcz przebiegł mi po plecach, zwłaszcza że samica puszczyka uralskiego potrafi zaatakować intruza przy gnieździe. Nawet człowieka... Powoli wycofałem się na kilkadziesiąt metrów, przecierając oczy ze zdumienia. Samica ponowiła swoje wołanie, a mój towarzyski ural pokornie podleciał i przekazał samicy pożywienie. Jednym gestem nie tylko wskazał gniazdo, ale dał do zrozumienia że dosłownie na moich oczach te skryte i tajemnicze ptaki rozpoczęły lęgi. Od następnego dnia, zmieniłem miejsce obserwacji, zwiększyłem dystans ustawiając się tak aby para spokojnie i swobodnie mogła doglądać gniazda, a przy tym obserwować moje zachowanie.

Puszczyk uralski (Strix uralensis)
Puszczyk uralski (Strix uralensis) © Michał Kut

Rozpoczął się nowy etap w naszej znajomości. Od teraz zawsze, gdy rozpoczynałem foto łowy, jeszcze bardziej dbałem o to, aby widziały jak się zbliżam z dużej odległości, tak jak wcześniej, ubrany w tą samą kurtkę i czapkę. Metoda sprawdzała się na tyle, że sowy swobodnie polowały w okolicy, pojawiały się i znikały, nie pilnując tak mojego stanowiska jak na początku. Sam nie nadwyrężałem ich zaufania i nie zaglądałem do nich nazbyt często. Grube, rozwidlone konary doskonale maskowały wszelki ruch w środku. Minęło kilka kolejnych tygodni, nim po raz pierwszy było mi dane zobaczyć białą, puchatą kulkę, nieśmiało wychylającą się zza drzewa. Gdy któryś z rodziców zbliżał się z posiłkiem, natychmiast z czereśni dobiegały głośne piski, wiecznie nienajedzonych młodych. W końcu wyrosły na tyle, że z ciekawskim spojrzeniem zaczęły "kukać" na sąsiednie strony. Od czasu do czasu zrobiłem im zdjęcia, godzinami oczekując na ten jeden moment, na to jedno zdjęcie, gdy rodzic podlatuje ze zdobyczą do gniazda. Zadanie to o tyle trudne, że odpowiednia ilość światła była tylko około jednej godziny po wschodzie, w czasie gdy sowy kończą swe nocne łowy...

Samica zawsze czuwała gdzieś w pobliżu, polowała mając stały kontakt wzrokowy z gniazdem. Bacznie obserwowała jak wchodzę do kryjówki. Samiec z kolei pomagał, ale podobnie jak wcześniej nie zwracał uwagi na moją obecność. Starałem się, aby moja obecność nie była dla nich problemem, ani powodem poczucia zagrożenia. Zaglądałem do nich wieczorami i nad ranem, w dni słoneczne i w strugach deszczu... Aparatu używałem rzadko, przez tygodnie nasycony obserwacją i setkami zdjęć siedzących na gałęzi sów. Czekałem na coś więcej... Ku mojemu zaskoczeniu najciekawsze efekty przyszły nie na całodziennych obserwacjach, a na krótkich maksymalnie kilkugodzinnych zasiadkach.

Puszczyk uralski (Strix uralensis)
Puszczyk uralski (Strix uralensis) © Michał Kut

W niedzielne przedpołudnie, wybrałem się zaglądnąć co słychać u jeszcze całkowicie białych puchatych młodziaków. Usiadłem bez maskowania na stałym miejscu. Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem bardzo aktywną parę, intensywnie polującą o tej porze dnia. Przecież to nocne ptaki, ale nieustający głód wymusił na rodzicach więcej pracy. Nie minęła godzina moich czatowań, a tuż przede mną usiadł samiec. Ustawił się plecami i dosłownie po kilkunastu sekundach, spadł w dół jak kamień sprawnie łowiąc dużą brązową mysz. Podleciał i usiadł na tym samym drzewie, w dziobie trzymając zdobycz. Gały mi mało z orbit nie wypadły - sowa w środku dnia poluje kilkanaście metrów ode mnie, łapie mysz i w dodatku najwyraźniej zaraz podleci nakarmić młode. Na to czekałem! W pośpiechu przestawiam parametry w aparacie, aby zostawić sobie choć cień szansy na uchwycenie lotu i karmienia młodego. Mija kolejnych parę minut. Samiec głośnym, charakterystycznym skrzeczeniem przywołuje młode, które od razu odpowiadają przenikliwym piskiem. W końcu zwinnym "podskokiem" obraca się w moją stronę i kilkoma zamaszystymi ruchami podlatuje do gniazda. Łapię moment i trzaskam serię zdjęć, chaotycznie celując w zbliżającego się ptaka. Ten przysiada na rozwidleniu i oddaje zdobycz głodnym pisklętom, po czym odwraca się i odlatuje w głąb lasu. Z wielkim uśmiechem przeglądam co udało się sfotografować - mam co chciałem. Ural z myszą, na gałęzi, w locie, na gnieździe, karmiący - wszystko na co liczyłem.

Puszczyk uralski (Strix uralensis)
Puszczyk uralski (Strix uralensis) © Michał Kut

W domu, na komputerze już nie jest tak idealnie. Kadr nie do końca dobry, tło słabe przez ostre promienie słońca na gałązkach suchego jesionu, ale jest! Serię mam nadzieję powtórzyć, ale pomimo niedoskonałości technicznych można ją potraktować jako zwieńczenie 15 miesięcy "pracy" z tymi pięknymi sowami. Podobną sytuację miałem okazję obserwować kilka razy, ale za każdym razem zazwyczaj o świcie w warunkach uniemożliwiających jakiekolwiek fotografowanie.

Mijały kolejne tygodnie, pisklaki rosły, chętnie rozglądając się dookoła gniazda. Od kilku dni przychodząc na miejsce witał mnie widok podlota w pełnej okazałości, siedzącego nad gniazdem. Gdy tylko spostrzegł mało znany dla siebie, dwunożny gatunek wyciągał się i prężył, sprawiając wrażenie większego, jednocześnie przymykając oczy. Jest to naturalne zachowanie obronne tych sów, mające na celu z jednej strony zamaskowanie swojej obecności z drugiej odstraszenie potencjalnego intruza. Zwyczajem młodych puszczyków uralskich jest pozornie niezdarna, ale skuteczna wspinaczka po pniu drzewa, wspomagana mocnym dziobem i jeszcze nie w pełni rozwiniętymi skrzydłami. Próbują odlecieć, ale niezbyt łagodnie opadają na ziemię, po czym włażą z powrotem na drzewo. Te ćwiczenia wykonują pod bacznym okiem rodziców. Młode uwieczniłem na wielu ujęciach, ale w końcu i mi niewiele brakło, a doświadczył bym na własnej skórze jak bardzo samica dba o swoje pisklaki.

Puszczyk uralski (Strix uralensis)
Puszczyk uralski (Strix uralensis) © Michał Kut

Przyszedł dzień, gdy pomimo pół godzinnego czekania na gnieździe, nie było znaków życia - pewnie wyleciały. Przeglądnąłem lornetką drzewa wokół, wypatrując czy to młodych czy rodziców. Cisza jak makiem zasiał. Ostrożnie, krok po kroku zacząłem zachodzić w dół stromego stoku. Ledwo uszedłem kilka kroków, a głośny chrapliwy dźwięk odezwał się tuż za mną. Obróciłem się szybko i w ostatniej chwili zauważyłem nadlatującą potężną sowę. Na szczęście przemknęła tuż nad moją głową. Nie wystraszyła mnie zbytnio, ale dalej w pamięci tkwią piękne szerokie skrzydła, groźne spojrzenie i chrapliwy głos. Widok piękny i jednocześnie potencjalnie niebezpieczny. Nim zdążyłem się obejrzeć, zawróciła i powtórzyła atak. Bez zastanowienia, obróciłem się na pięcie i trzymając kontakt wzrokowy powoli wycofywałem. Wszystko jasne – wszedłem wprost na młodego siedzącego parę metrów ode mnie. Gdybym nie wycofał się samica pewnie nie wahała by się bezpośrednio zaatakować. Nabrałem respektu do nich, ale tym bardziej fascynują mnie te ptaki. Zachowania obronne urali są zapewne podstawą do mądrości ludowych o wbijających się we włosy sowach. Należy jednak pamiętać, że to obrona nie atak i to my jesteśmy zagrożeniem dla sowy, nie ona dla nas.

Puszczyk uralski (Strix uralensis)
Puszczyk uralski (Strix uralensis) © Michał Kut

Przyszedł wreszcie czas, gdy z piskląt wyrosły w pełni lotne sowy. Od jakiegoś czasu już ich nie widuję. Rozpierzchły się po lesie. Mam nadzieję że moja para powróci na stare gniazdo i jeszcze tej jesieni zacznie pilnować terytorium. Fotograficznie temat ciągle uważam za otwarty. Ostatnie kilkanaście miesięcy dało mi sporą dawkę wiedzy o tych tajemniczych ptakach. Lektura opracowań i wydawnictw o sowach dostarcza suche dane teoretyczne i raczej lakoniczne opisy. Prawdziwa nauka to godziny z lornetką na szyi, czy to w nocy czy w dzień. Piękno lasu to nie tylko zieleń, drzewa i słońce. Życie lasu zaczyna się po zmroku. Absolutna cisza, pozorny spokój, rozrywany każdym krokiem, każdą gałązką pękającą pod butem. Uwielbiam ten mrok, ciemny, piękny las, nieskażony światłem latarki. Tymczasem las znów zaczyna rozbrzmiewać pohukiwaniem puszczyków, potęgowanym przez z rzadka słyszany skowyt wilków. Pora znów ruszać na nocne łowy, po kolejne tajemnice skrzydlatych drapieżników...