Dzięcioł zielonosiwy (Picus canus)
Dzięcioł zielonosiwy (Picus canus) © G.T.Kłosowscy

Czas świąt. Ludzie ciągną do sklepów, a ptaki ciągną do ludzi. Ten chłodny, ciemny czas bardzo temu sprzyja. Wtedy następuje wiele niespodziewanych spotkań, choć dla fotografów zwykle niewielki z nich pożytek wobec powszechnej pomroki.

Siedzę sobie przy stole w naszej chacie i oto słyszę pukanie, ale nie do drzwi. Ktoś od zewnątrz puka w ścianę. Po rytmie uderzeń poznaje niezawodnie: dzięcioł! Ale czego szuka w tej ścianie – solidnie oszalowana, pomalowana... Ach, prawda. Wiszą tam przecież skrzynki dla szpaków. Jestem w domu! A zaraz też za domem, by rzecz sprawdzić. Faktycznie nasz bezczelny skrzydlaty cieśla zdołał już skrzynkę solidnie rozkuć, choć wątpię, by znalazł w niej coś pożywnego. Ale teraz w ciemne, zwykle mokre dni, ptasia brać jest wyjątkowo przedsiębiorcza, wykazując przy tym podobna ślepotę i brak rozsądku, jak ludzie podczas marketowych zakupów.

Zabiegi tego dzięcioła dużego nie zostały uwiecznione, ale przypomniały mi o innym, podobnym spotkaniu, też z okołoświątecznego okresu. Kwaterowałem od lat w starej, mocno już drążonej przez robactwo chacie i kiedyś leżąc o poranku na pryczy, usłyszałem przez ścianę, tuż nad uchem, dzięciołowe stukanie. To nie mógł stukać nikt inny. Ale kto naprawdę? Niektórzy ornitolodzy potrafią po rytmie kucia i bębnienia poznać gatunek dzięcioła. Potrafiłem to na tyle, iż poznałem, że to raczej nie ten pospolity dzięcioł duży. Mimo skromnego odzienia wymknąłem się z chaty i zza węgła ujrzałem sprawcę: a jakże, dzięcioł, i to dość rzadki dzięcioł zielonosiwy – mieszkaniec okolicznych, podmokłych lasów liściastych. Gdy wracałem, w drzwiach swojej izby stanęła gospodyni: - Panie, a pan to nie ma czasem jakiej strzelby? Toby tego ptaszka ubił, bo on mi chałupę rozwali!

Dzięcioł duży (Dendrocopos major)
Dzięcioł duży (Dendrocopos major) © G.T.Kłosowscy

Użyłem takiej strzelby, jaką miałem, czyli obiektywu 300 mm z konwerterem 1,4x, by po kilku polowaniach ustrzelić upartego niszczyciela. Jedyne zdjęcie dzięcioła uwieszonego na deskach nie było co prawda wiele warte jako obraz, ale stanowiło przynajmniej rodzaj... dowodu zbrodni.

Którejś zimy, przybywszy na święta z zakupami, odkryłem, że wciśnięto mi sporo mocno nadgniłych jabłek. Powędrowały pod płot. I już na drugi dzień ujrzałem przez zaparowane okno, że jedno z nich jakby się rytmicznie poruszało. A to był, zauważony po chwili, dzięcioł – znów zielonosiwy. Ucztował codziennie i nie sądzę, by jeszcze kiedykolwiek miał tak obfite święta. Był jednak czujny. Choć zaraz przy rogu domu został rozpięty łaciaty namiot obserwacyjny, nasz gość nie dął się zdybać i nie mamy fotograficznych dowodów tego wydarzenia.

Sójka (Garrulus glandarius)
Sójka (Garrulus glandarius) © G.T.Kłosowscy

Podczas świąt, a potem i przez całą zimę, wiele drzew w naszym zdziczałym ogrodzie ma w sobie coś z choinek. Tu i ówdzie wiszą na nich zamiast świecidełek kule tłuszczu z nasionami, a miejscami też resztki jabłek, już jesienią porozdziobywane przez kwiczoły. Te ostatnie w trakcie ich uczt fotografujemy wprost z okna na piętrze. Natomiast i kule z tłuszczem, i wiszące jabłka stają się ozdobami, gdy zaczną na nich siadać ptaki. A najżywszą wśród nich ozdobą jest oczywiście dzięcioł duży. Najbezczelniej zawiesza się na koszyczkach z tłuszczem czy paskach słoniny. A zrobić mu przy tym dobre zdjęcie? Prawie niemożliwość. Intensywnym kuciem nie tylko wprowadza taki obiekt w wibracje, a do tego jeszcze w ruch obrotowy. Trudno w to uwierzyć, ale godzinne łowy pozwoliły nam uzyskać tylko jedno klarowne i ostre zdjęcie. To temat idealny dla tych, którzy chcą się nauczyć chwytać ostro ptaki w ruchu i uzyskiwać zarazem na zdjęciach takie ich pozy, które przemówią do wyobraźni oglądających.

 Dzięcioł średni (Dendrocopos medius)
Dzięcioł średni (Dendrocopos medius) © G.T.Kłosowscy

Polowania na dzięcioła dużego powiodły się dopiero, gdy paski słoniny zostały przymocowane do gałęzi, i to tak, żeby ptak je widział, ale nie były widoczne na zdjęciu. Sądziliśmy, że pełznąc po skośnej gałęzi będzie dla aparatu łatwym łupem. Nic błędniejszego. Dzięcioł porusza się wszakże po drzewie – jeżeli tak można powiedzieć – rzutami. Trzeba idealnie wyczuć rytm kolejnych ruchów, bo tylko to gwarantuje, że z pełną świadomością uchwycimy go w kadr w taki sposób, że zdjęcie będzie sugestywne i kompozycyjnie doskonałe. A ptak ten jest dzięki swej urodzie naprawdę wart dobrego optycznego potraktowania!

Przypomina mi się taki dzień świąteczny – a może to było już trochę bliżej Nowego Roku – gdy przyroda przyniosła nam dwa prezenty naraz. Po pierwsze – ustroiła nocą nasze niby-choinki, przynosząc szadź. Barwne sikory, dzwońce, a także najbezczelniej podkradające się do żeru sójki wyglądały w tej cukrowej scenerii barwniej niż zwykle, można trochę nawet kiczowato, ale też... świątecznie. Jakże przydałby się do tego choinkowego kompletu i dzięcioł! I oto nagle ujrzeliśmy go, przyczepionego do pokrytego kropkami szadzi pnia. Jakiś inny wydał się nam w tej scenerii, do tego pióra jego czerwonej czapki, nastroszone, sterczały zawadiacko w górę. Ależ tak, to nie był dzięcioł duży, tylko średni, potocznie średniak, jak nam się przedtem wydawało – dość rzadki mieszkaniec głębi solidnych lasów liściastych z dębem, grabem czy bukiem, a nie bywalec podwórek z jabłonkami. A jednak... Ten gość – drugi świąteczny prezent tego dnia – spokojnie przeglądał i opukiwał pnie niewysoko nad ziemia, pozwalając się sfotografować dużo łatwiej, niż ruchliwy i nerwowy dzięcioł duży. Choć i na słoninę w końcu go przyniosło. A zdjęć „średniaka” właśnie brakowało nam w zbiorach.

 Kwiczoł (Turdus pilaris)
Kwiczoł (Turdus pilaris) © G.T.Kłosowscy

Zimowy karmnik może zaowocować niejedną niespodzianką. Kiedyś sznurek z karmidełkiem dla sikor wisiał akurat przed odsuwanymi drzwiami werandy. Gdy były otwarte, co rusz któraś z rozpędzonych sikorek wparowywała na chwilę do środka, by natychmiast odruchowo to wnętrze opuścić. Ale oto kiedyś zafurkotało i spory, szary mocno pstrokaty kształt śmignął ze dworu, lekko uderzył o sufit i wylądował na podłodze. Krogulec! Widocznie źle wycelował w któregoś z małych biesiadników i znalazł się w pułapce. Mój brat chwycił plastikową miednicę i w atawistycznym odruchu łowcy chciał nią nakryć ptaka, ale ten był szybszy. Ruszył ku szybie, chwilę dosłownie pełzł po niej w górę, po czym wyleciał przez wąski, nie oszklony prześwit pod sufitem. Niewyobrażalne, jak szybko i łatwo w nieznanym sobie miejscu znalazł wyjście z matni! Polowania w gąszczach zapewniają widać stosowne wyszkolenie . No, a zdjęcia? Nie ma, zresztą nie byłyby ciekawe. A poza tym – czy w święta nie należy się odpoczynek przynajmniej obiektywom? Wystarczy, że samym oczom przyroda zapewni ucztę.