Niebo się rozgadało. Jak zawsze o tej porze. Czyli około 21 marca. Dźwięczne „glą, glą, glą...„ niesie się z wysoka, jakby tam nad chmurami ktoś przetaczał w tę i we w tę drewniane wałki. Właśnie – pod chmurami. Bo wszystko już słychać, a jeszcze nic nie widać – niskie chmury, związane z wędrującymi jeden po drugim mokrymi niżami, zasnuwają nieboskłon. Ale z gęsich kluczy, nawet ciągnących po kryształowo czystym niebie, niewielki dla fotografa pożytek.. Gdzie wylądują, gdzie posiedzą, skąd za łatwo nie uciekną – oto są teraz najważniejsze pytania.

gesi kalejdoskop 1 20150829 1737367587
Gęsi © Grzegorz i Tomasz Kłosowscy

Niby ci wędrowcy maja swoje ulubione miejsca wypoczynku i nocowania, ale właściwie co roku w nieco innym zakątku swego ulubionego terenu. Zależnie od tego, jak się tego przedwiośnia rozleją roztopowe wody, gdzie zadziałają zastawki na rowach, gdzie nie, które pole zostanie wzięte pod jaką uprawę. A to się z roku na rok zmienia jak w kalejdoskopie. W ciągu trwania wiosny zresztą też. Stąd zaskoczenia.

Oto jedziemy sobie najspokojniej drogą meandrującą wśród pól i łąk. Pól jest większość i, jak to bywa w polodowcowej okolicy, pełno na nich kamieni. W sporej mierze już pozbieranych, pozrzucanych w pryzmy. Pomiędzy polami spore łąkowe zagłębienie, rozciągnięte między naszą drogą, a zamykającym je z przeciwnej strony brzeźniakiem. Do płytkiej wody ktoś wyraźnie nawrzucał tu kamieni, nie zadając sobie trudu ułożenia ich w stos. Miejscami tworzą nieomal luźny bruk. Tak nas ten widok zaskakuje, że w pierwszej chwili nie pojmujemy, co widzimy. A to jest przecież żywy bruk! Zmęczone gęsi rozsiadły się szeroko na tym podmokłym ugorze tuż przy drodze. Prawdziwe gęsie dziwactwo.

Zatrzymujemy nasz wehikuł najostrożniej, jak się tylko da. Tak, by głos silnika prawie się nie zmieniał, a sam pojazd z ruchomego stawał się nieruchomy - płynnie, delikatnie. Nagłe zatrzymanie się i zamilknięcie silnika – to prawie gwarancja spłoszenia nie tylko ostrożnych z natury gęsi, ale każdego ptaka, nawet trznadla, śpiewającego beztrosko na przydrożnym krzaku. Jednak po tej drodze o asfaltowej nawierzchni co rusz ktoś przejeżdża, więc zmęczeni skrzydlaci wędrowcy chyba już zmiarkowali, że te ruchy i hałasy nie mają dla nich znaczenia. Większe znaczenie może mieć właśnie nagły... bezruch, wskazujący na czajenie się. Ale żywe kamienie nadal tkwią na swych miejscach. Co jakiś czas któryś z ptaków trzepie skrzydłami. Niektóre leniwie pływają. To wszystko.

gesi kalejdoskop 2 20150829 1133027275
Gęś gęgawa (Anser anser) © Grzegorz i Tomasz Kłosowscy

Nasze teleobiektywy tkwią już w okienkach. Ptaki widać jak na dłoni – ale co z tego... W takich chwilach odruchowo chce się być jak najbliżej fotografowanych modeli, ale w szkłach widzimy, że nie na wiele by się to zdało. Tylko powiększylibyśmy... chaos. Bo ów równy „bruk” ptasi wygląda tak regularnie tylko z jadącego jeszcze samochodu. Na stojąco i w powiększeniu wszystko rozpada się w bezład. Więc teraz delikatnie, powolnymi ruchami zamiatamy obiektywami stado, szukając regularnych, tworzących jakiś geometryczny ład fragmentów. Tak z pół godziny. I nadaremnie. Nudę tej czynności przerywają małe odkrycia: Tu wśród gęsi białoczelnych – bo to one tworzą widoczne przed nami stado – tkwią ze dwie gęsi małe, nieco dalej niczym piktogram akcentuje swój czarno biały strój bernikla. Ale nie na tyle, by miało z tego wyjść choćby proste dokumentalne zdjęcie. Już nas oczy bolą. Nie tylko zresztą one...

Ale oto w głębi pola zaczyna pyrkotać ciągnik, wlokący za sobą roztrząsacz obornika. Rozcina ostatnie, zaczajone jeszcze tu i ówdzie plamy śniegu i kolebiąc się na bruzdach, prze wprost ku gęsiej przystani. I już po chwili obrazek się zmienia. Wszystkie gęsi jak na komendę podnoszą szyje. Mamy przed sobą prawdziwy las peryskopów. Znów więc wracamy do przeczesywania obiektywami stada. Las szyj i głów wygląda wcale efektownie, tyle, że optyka ukazuje ostro zaledwie jeden szereg ptaków, może, dwa, trzy, ale reszta rozpływa się w miękkiej nieostrości. Tymczasem zdjęciu ukazującemu regularną fakturę nic tak dobrze nie służy, jak ostrość na całej powierzchni. Tutaj, ze względu na nikłą głębię ostrości naszych optycznych rur – nie do osiągnięcia. Wydobywamy jednak kilka grup w miarę uporządkowanych, a nawet wyłapujemy moment, gdy wszystkie ptaki tworzą jeden wyraźny rytm popiersi i głów.

Ciągnik zawraca. Wraz z nim wraca wizualny nieporządek w stadzie. Na nasze szczęście – nie do końca. Oto spora grupa, która przesiadywała na brzegu kałuży po stronie nadjeżdżającej maszyny, zeszła do wody i teraz w regularnym szyku płynie ku środkowi zalewiska. Dobre i to, choć gęsi płynące nie wyglądają akurat nazbyt efektownie. Kusi nas, by zrobić to, co i innych kusiło by pewnie na naszym miejscu: by jeden wyszedł z samochodu i „podniósł” stado w powietrze, a drugi chwytał w kadr tę rozedrganą masę. Ale to wbrew zasadom etyki, a i zdrowego rozsądku, bo płoszone ptaki nie polecą tak, jakbyśmy chcieli. Zamiast wystartować w bok lub nawet w naszą stronę, zapewne pokażą nam tylko ogony.

gesi kalejdoskop 3 20150829 1242906063
Gęsi © Grzegorz i Tomasz Kłosowscy

Czekamy więc na start naprawdę naturalny. Może ktoś inny przypadkiem spłoszy ptaki? Po dwóch godzinach wydłubywania ze stada teleobiektywami co smakowitszych fragmentów pojawia się światełko nadziei. A właściwie – dwa światełka reflektorów dużego ciągnika, który z niebywałym hałasem ciągnie wyboistą szosa dwie przyczepy wyładowane belami siana. Z rykiem przetacza się obok nas. Przywieramy do obiektywów. I nic. Gęsi ledwo, jak z łaski, unoszą głowy. Więc odrywamy się od wizjerów, odprowadzając maszynę złymi, zawiedzionymi spojrzeniami. I to jest nasz największy błąd! Bo właśnie całkiem niespodziewanie daje się słyszeć miękki huk i nagle stado rusza w górę. Nim zdążymy wrócić do aparatów – ich najbardziej regularny układ, jaki zawsze powstaje w chwili startu, już się rozpływa w nieregularne dymy, płynące to tu, to tam. I całe bractwo odlatuje od nas, pokazując jedynie ogony. Ich czarne, biało obwiedzione plamy sprawiają, że to wszystko wygląda jak obłok rzuconych w powietrze łupin słonecznika. Przez cały miesiąc będziemy odtąd czatować w podobny sposób, by wreszcie dorobić się paru ujęć, pokazujących równą „ścianę”, utworzoną ze startujących ptaków. I oczywiście setek innych zdjęć, raczej jednak godnych tylko komputerowego kosza.

Można w pobliżu takiej gęsiej przystani ustawić czatownię, by pokazać pojedyncze ptaki i ich grupy z bliska. A zarazem to, jakie między członkami tej skrzydlatej społeczności zachodzą relacje. Ale szanse, że stado pojawi się blisko tego ukrycia, nie są wielkie. Gęsie czujki mają dobre oko na każdą zmianę w otoczeniu, a nade wszystko potrafią z powietrza ocenić, w który miejscu warto zasiąść na odpoczynek i popas, bo będzie tu bezpiecznie. Jeżeli takich miejsc jest w okolicy więcej niż jedno – a tak z reguły bywa w dolinach rzek – to stada co rusz stacjonują gdzie indziej. Czy zresztą warto siedzieć na czatach? Gęsie życie zmienia się ostatnio i dostarcza innych, niespodziewanych okazji.

Jedziemy polną drogą przez śródleśna wioskę Kawałek za nią po jednej stronie drogi jest las, po drugiej wąskie pole, opadające ku bagiennemu olszniakowi. Aż tu naraz przez oziminą paraduje ni mniej, ni więcej, tylko rodzina gęgaw. W pierwszej chwili można by pomyśleć, że to swojskie gąski domowe, które urwały się z podwórka. Ale nie – to szare, prawidłowo upierzone, dzikie gęgawy, które najwyraźniej gniazdowały w olszniaku, gdzie bobry stworzyły zalewisko. Na widok samochodu pierwszy ptak wpada w gęsta świerczynę przy drodze, pociągając za sobą całą gromadkę gęsiąt. Drugi już nie zdąża przebiec. Ale nie ucieka, nie odlatuje, tylko tkwi przy drodze, najwyraźniej przekonany, że ma święty obowiązek zamknąć pochód, jak tylko intruz na czterech kołach przejedzie. Na tle zielonej kratki wschodzącej oziminy prezentuje się doskonale. I oto mamy całą serię zdjęć gęsi z bardzo bliska – bez żadnego czatowania!