w gąszczu sitowia słychać jakiś czas donośne głosy kokoszek wodnych | © K. Pańszczyk |
Ciepły, lipcowy poranek, nad trzcinami unosi się niewielka mgiełka, w pewnej chwili niemal idealne lustrzane odbicie wody zostaje zniszczone przez lądującego na wodzie kaczora. Chlupnięcie i po chwili rozchodząca się fala deformuje ład tego spokojnego zakola. Nieco dalej w gąszczu sitowia słychać co jakiś czas donośne głosy kokoszek wodnych "krriuuuit". Jednakże całość tych porannych nawoływań niszczą w oddali czyjeś harce na wodzie. Niby jest już dostatecznie jasno, ale mgła uniemożliwia identyfikację i jakąkolwiek dokumentację fotograficzną. A szkoda, bo najwyraźniej mieszkańcy tego mokradła są już w pełni aktywni, niestety często zdarza się, że cierpliwość foto-przyrodnika wystawiana jest na próby biernego czekania. Jednak z doświadczenia wiem, że niemal zawsze wyczekiwanie się opłaca. Ponadto zdaję sobie sprawę, że jest pełnia lata, mgła szybko opadnie i niebawem będzie okazja do bliższego poznania się z mieszkańcami tutejszych szuwarów. Po mniej więcej godzinnej bezczynności w ciasnym ukryciu dojrzałem przez szczelinę błękitną poświatę nieba, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że zapowiada się piękny letni dzień.
"biała dama" | © K. Pańszczyk |
Mgła jak przystało na letni poranek szybko się rozproszyła i już po godzinnej zasiadce bez przeszkód mogłem dojrzeć dryfujące kaczki na wodzie. Niestety z fotograficznego punku widzenia okazało się, że były zbyt daleko. Teleobiektyw 500mm, mimo że ma sporą ogniskową, nie zawsze pozwala na zrobienie satysfakcjonującego ujęcia. Tymczasem z pierwszymi promieniami słońca nieopodal mojego ukrycia wylądowała czapla siwa, która od razu nieufnym wzrokiem zmierzyła podejrzany szałas, w którym byłem ukryty. Oczywiście wiedziałem, że w takiej sytuacji aż do momentu kiedy ptak nie nabierze zaufania, nie można wykonywać jakichkolwiek ruchów obiektywem, ale już po chwili czapla zignorowała zupełnie mój foto-schronik i zajęła się porannym żerowaniem. Nieco dalej na lewo zauważyłem też, że w moim kierunku na bardziej otwarty akwen ciągną dosyć szybko trzy perkozki. Okazało się, że to samiczka z dwoma młodymi, ona również wybrała się na żerowisko. Jednak beztroską wyprawę perkozków przerwał złowieszczy cień przecinający lustro wody, który sprawił, że samiczka niemal natychmiast dała nura pod wodę. Po chwili jednak okazało się, że całe to zamieszanie wywołała czapla biała, która właśnie lądowała w pobliskim sitowiu.
... w nieco śmieszny sposób (...) zaczęła suszyć mokre upierzenie | © K. Pańszczyk |
Niebawem zrodził się nie mały dylemat: czy przekierować obiektyw z siwej na białą, czy też zaczekać. Czasami taki zabieg kończy się spłoszeniem całego towarzystwa, mając już podobne doświadczenia z wcześniejszych lat postanowiłem mimo wszystko cierpliwie zaczekać. Siwa wyciągnęła długą szyję, chcąc lepiej przyjrzeć się swojej kuzynce, tymczasem białej najwyraźniej obecność siwej w ogóle nie przeszkadzała. Po kilku minutach całość wróciła do normy i wszyscy zajęli się na dobre swoimi sprawami. Również i mnie nie pozostało nic innego, jak tylko ostrożnie utrwalać mieszkańców tego niewielkiego mokradła. Mniej więcej około godziny dziewiątej „biała dama” na dobre odleciała, natomiast siwa w nieco śmieszny sposób korzystając z ciepłych promieni słońca zaczęła suszyć mokre upierzenie. Ciepły spokojny poranek przerwał dochodzący z oddali krzyk ciągnących mew. Robiło się coraz cieplej, perkozki opuściły otwarte wody, kaczki jak zwykle zaszyły się w tataraku i buszowały w najlepsze. Właściwie to tutejsze ptactwo było już po „śniadaniu”. Teraz nastał czas porannej toalety i leniuchowania, niemal wszyscy mieszkańcy ukryli się za gęstą ścianą szuwaru. Po jakimś czasie również i siwa koleżanka też spokojnym lotem oddaliła się na pobliskie pola. Ja również zgłodniałem i powoli, nie zakłócając ciszy i spokoju, postanowiłem wyjść z ciasnego ukrycia. Piękny letni poranek rozpoczął się na dobre, chociaż mieszkańcy tego uroczego stawku od dawna byli dobrze mi znani, jednak za każdym razem, kiedy tylko tam jestem zachwycam się nowym przyrodniczym spektaklem.
był ze mną ktoś jeszcze | © K. Pańszczyk |
Z fotograficznego punktu widzenia dzień na tym małym trzcinowym zakolu mogłem uznać za udany. Jednak pakując w czatowni sprzęt, zauważyłem między gumowymi butami małą zieloną żabkę. Jest wielce prawdopodobne, że towarzyszyła mi w tym miejscu przez cały czas. A zatem wszystko wskazywało na to, że tego dnia w „zielonej loży” na porannym przedstawieniu, był ze mną ktoś jeszcze.